Rano obudziłam się we wspaniałym humorze. Wisienką na torcie było to, że spotkam się dzisiaj z Mario. Poleżałam jeszcze chwilkę w łóżku i niechętnie z niego wyszłam. Poszłam do łazienki i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Wróciłam do pokoju i wzięłam ze sobą ciuchy i telefon, aby ponownie swoje stopy skierować do łazienki. Zakręciłam wodę i weszłam do wanny. Woda była gorąca, ale jednocześnie tak miła. Włączyłam piosenki w telefonie i rozluźniłam się. Moje myśli błądziły po wczorajszym wieczorze. Uśmiechnęłam się na myśl o czasie spędzonym z moim Mario. Wakacje we Włoszech. On tak serio? Ja podałam tylko przykład, bo pytał. Trzeba mu to wybić z głowy. Nie lubię, gdy ktoś za mnie płaci. Płacić jedynie może za mnie tata. Zobaczę się z nim dzisiaj przed meczem. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który zawsze towarzyszył przychodzącej wiadomości do mnie. Zerknęłam na ekran, gdzie widniała wiadomość od Mario.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, on jest taki kochany. Szybko odpisałam mu:
Odłożyłam aparat na bok i wyszłam z wanny, wycierając się ręcznikiem. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania, pomalowałam się, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zabrałam telefon i ruszyłam do pokoju Wiktorii i Marco. Zapukałam do drzwi, w których po chwili pojawiła się moja przyjaciółka.
-Wstałaś już? - zaśmiałam się - Reus?
-Reus, a kto inny - uśmiechnęła się.
-Idziemy na miasto? Do meczu jeszcze zostało czasu.
-No dobra, prowadź.
Skierowałyśmy się do windy, w której kłóciłyśmy się, która wciśnie przycisk. Taaak. My tak zawsze. W końcu poszłyśmy na kompromis i przycisnęłyśmy razem. Wyszłyśmy przed hotel. Wiktoria marudziła, że jest głodna, więc zaprowadziłam ją do kawiarni, w której mogła coś zjeść. Zajęłyśmy stolik przy oknie. Po kilku minutach podeszła do nas kelnerka, która wzięła od nas zamówienia. Ja poprosiłam o tosty i wodę, a mój Głodomor wziął tosty i jakieś ciasto oraz sok. Około 15 minut później dostałyśmy zamówione przez nas posiłki i zaczęłyśmy je konsumować. Posiedziałyśmy jeszcze chwilkę i wyszłyśmy. Wolnym krokiem, przez park ruszyłyśmy do hotelu. Gdy byłyśmy już na naszym piętrze to rozdzieliłyśmy się, ponieważ każda szła do swojego tymczasowego pokoju. Zostały 2,5 godziny do meczu. Szybko poprawiłam swój wygląd i zmieniłam strój. Założyłam czarne rurki i koszulkę BVB, którą ze sobą zabrałam. Wzięłam jeszcze torebkę i już byłam gotowa. Wiktoria właśnie wychodziła na korytarz. Taksówką, która stała przed hotelem udałyśmy się na stadion Bayernu Monachium - Allianz Arenę. Zajęłyśmy miejsca i usiadłyśmy wygodnie. Po chwili dostałam SMS-a od taty, żebyśmy zeszły po spotkaniu na murawę.
Czas do meczu minął nam bardzo szybko. Siedziałyśmy zadowolone, ponieważ nasze pszczółki wychodziły właśnie na boisko. Na naszych twarzach były ogromne uśmiechy. Zawodnicy rozpoczynają mecz. Zdziwieniem było to, że Klopp na te rozgrywki nie wystawił swojego najlepszego składu. Spotkanie układało się po naszej myśli. Mieliśmy świetną akcję, ale obrona Bayernu była równie dobra i w ostatniej chwili piłkę wybił Dante. Kolejna akcja, lecz tym razem należała ona do Monachijczyków. Mecz był wyrównany. Akcje były prowadzone na zmianę. 44 minuta. Reus biegnie z piłką mijając zawodników Bayernu jak tyczki. Jest już w polu karnym. Podaje futbolówkę do Lewandowskiego, ponieważ przed nim wyrasta David Alaba. Lewandowski iiiiii goooool. Trybuny oszalały. Kibice Dortmundzkiej drużyny skandują nazwisko strzelca bramki. Piłkarze cieszą się razem z kibicami. Naszej radości nie dało opisać się słowami. Pierwsza połowa dobiegła końca. Teraz 15 minut przerwy, które zleciały nam bardzo szybko. Śpiewałyśmy klubowe przyśpiewki. Obie drużyny wróciły na boisko. Nie możemy posiąść na laurach, ponieważ ten mecz decyduje o tym, kto zostanie mistrzem Niemiec, więc drużyna z Monachium na pewno chce wygrać to spotkanie tak bardzo, jak Dortmund. Pierwsza akcja była akcją Bayernu. Gdy piłka poleciała w światło bramki i mogłoby się wydawać, że będzie remis to Roman Weidenfeller niesamowicie wyciągnął się do tej piłki i wybił ją. Słychać było zduszone krzyki i jęki zawodu kibiców drużyny z Bawarii. Tymczasem Piszczek stał się źródełkiem kolejnej akcji. Podaje piłkę do Reusa, a ten umieszcza ją pewnie w siatce. Szczęścia nie ma końca. Defensywa Monachium jest widocznie zagubiona, co daje kolejną bramkę dla piłkarzy z Zagłębia Ruhry. Tym razem strzela Błaszczykowski. Do czasu podstawowego zostały doliczone 2 minuty. Piłkarze z Północnej-Westfalii, ani myślą przestać strzelać, co daje nam bramkę Łukasza Piszczka w doliczonym czasie. Kibice szaleją. 4:0 dla Borussii Dortmund. Piłkarze dziękują sobie za spotkanie i wymieniają koszulkami. Zawodnicy Dortmundu podbiegają do trybuny przeznaczonej dla kibiców swojego klubu i również dziękują im za doping.
Zeszłyśmy na murawę, gdzie czekał na mnie tata. Wiktoria poszła do Reusa. A ja do taty, do którego się przytuliłam.
-Jak mecz? - zapytał.
-Dla mnie? Cudowny. Tato, to Borussia Dortmund zawsze była w moim sercu. To mój ukochany klub i nic tego nie zmieni.
-Wiem i Cię rozumiem. Nie mogę Ci zabronić tego - uśmiechnął się - No, leć już do Mario, bo nie może się doczekać - zaśmiał się.
Podeszłam do Mario i go pocałowałam. Przyciągnął mnie do siebie i nawet nie chciał słyszeć o tym, żeby się ode mnie oderwać. Musiał jakoś panować nad sobą, ponieważ staliśmy na boisku pełnym kibiców na trybunach, którzy czekali, aż BVB odbierze paterę.
-Cieszysz się ze zwycięstwa, prawda? Powiem Ci w sekrecie, że ja również nie jestem smutny z tego powodu, że wygrali - powiedział mi do ucha.
-Poczekaj chwilę - pocałowałam go w policzek.
Podeszłam do moich chłopców i wyściskałam ich oraz im pogratulowałam. Wzięłam Wiktorię na bok, a po chwili przyszedł do nas już przebrany Mario.
-Przyjadę o 22, dobrze? Muszę iść na uroczyste podziękowanie.
-Dobrze.
Z Wiktorią wróciłyśmy do hotelu. Uroczyste podziękowanie BVB miało być później ze względu na to, że są w finale Ligii Mistrzów. Zostało więc to przełożone na pierwszego lipca. Trochę dziwne, ale tak jest. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.
*Mario*
Byłem w hotelu, ale poszedłem najpierw do Reusa. Windą wjechałem na piętro, gdzie był mój przyjaciel. Na drzwiach szukałem prawidłowego numeru. Doszedłem do drzwi, gdzie na klamce napisane było:
Zaśmiałem się i zapukałem do drzwi, w których stanął Reus.
-Kochanie, kartka nie pomogła - zaśmiał się do swojej dziewczyny.
-A może on czytać nie umie. Albo wiem! Wzrok mu się psuje, bo tak się dzieje od masturbacji. A skoro Natalia w Dortmundzie, a on tu - zarechotała.
-Jestem już tutaj - nie wytrzymałem i sam wybuchnąłem śmiechem.
-Powiedziałeś Natalii? - zapytał Marco.
-Jeszcze nie. Jak myślisz, ucieszy się? - zapytałem cicho.
-No jasne, stary.
-Będę wcześniej, bo mam problemy z mięśniem, dlatego zszedłem. Dobra, idę do Natki.
-Idź, ale nadal nie mogę pojąć jakim cudem będziesz...
-Szczęście - przerwałem mu oraz posłałem delikatny uśmiech i już mnie nie było.
Skierowałem się do drzwi pokojowych mojej dziewczyny. Zapukałem i nic.
-Natka, to ja - bardzo inteligentnie 'to ja' - Kotku.
Po chwili w drzwiach stała wyczekiwana przeze mnie kobieta.
-Przepraszam, zasnęłam. Wejdź - przytuliła się do mnie.
-Muszę Ci coś powiedzieć - usiadłem na łóżku - wracam do Dortmundu.
-Żartujesz?
-Nie, mówię poważnie.
*Natalia*
Wraca do Dortmundu. Proszę, żebym się tylko nie obudziła.
-Nie, mówię poważnie.
Nie wytrzymałam i pocałowałam go. Nasze pocałunki dążyły do jednego i oboje byliśmy tego świadomi.
-Ale najpierw jedno - przerwałam wymianę czułości pomiędzy nami.
-Tak? - powiedział pomiędzy delikatnymi pocałunkami, które składał na mojej szyi.
-Jak to możliwe?
-Sam nie wiem. Rozmawiałem z zarządem o kontrakcie i mój manager zażądał klauzuli odstępnego - przerwał - wcześniej to uzgodniliśmy. I udało się. Nie wiem jakim cudem zaczęły się rozmowy z Borussią, ale stało się i wracam.
-Niemożliwe - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Jeszcze jedno. Będę wcześniej w Dortmundzie, bo mam problemy z mięśniem. Będę już w poniedziałek.
Wróciliśmy do poprzednich czułości. Byliśmy ogromnie szczęśliwi.
Obudziłam się. Mario już nie spał.
-Dzień dobry Księżniczko - pocałował mnie.
-Dzień dobry Kochanie - odwzajemniałam jego czynność. - Co to za koperta?
-Jaka? A ta. Znalazłem ją pod Twoimi drzwiami.
Wstałam po nią. Pisało na niej moje imię i nazwisko. Wróciłam do łóżka, a Götze leżał na brzuchu. Plecy miał podrapane.
-Co Ci się stało? Czego masz plecy podrapane? - zapytałam.
-Chyba Ciebie powinienem o to spytać. A więc. Dlaczego mnie podrapałaś - zaśmiał się, a ja poczułam jak się czerwienię - słodko się czerwienisz. Możesz mnie tak drapać, bo warto - pocałował mnie.
Otworzyłam list. Pisało po polsku. To był list od mamy, ale jak to? Przecież ona zmarła przy porodzie. Co jest grane?
-Kotku co to?
Przetłumaczyłam mu list. Był równie zdziwiony jak ja.
-Muszę iść do taty.
-Pójdę z Tobą.
Szybko się odświeżyliśmy i ubraliśmy. Mario zabrał moją torbę, a ja poszłam wytłumaczyć Wiktorii o co chodzi. Ona też nie kryła swojego zdziwienia. Ruszyłam z Mario do domu ojca. Po kilku chwilach już u niego byłam. Łzy cisnęły mi się do oczu, przez co piekły mnie niemiłosiernie. Staliśmy przed drzwiami, w których był tata.
Hej Kotku :-* Wstajemy, nie ma spania :-D Kocham Cię :-*
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, on jest taki kochany. Szybko odpisałam mu:
Hej, już nie śpię :-P Ja Ciebie też :-*
Odłożyłam aparat na bok i wyszłam z wanny, wycierając się ręcznikiem. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania, pomalowałam się, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zabrałam telefon i ruszyłam do pokoju Wiktorii i Marco. Zapukałam do drzwi, w których po chwili pojawiła się moja przyjaciółka.
-Wstałaś już? - zaśmiałam się - Reus?
-Reus, a kto inny - uśmiechnęła się.
-Idziemy na miasto? Do meczu jeszcze zostało czasu.
-No dobra, prowadź.
Skierowałyśmy się do windy, w której kłóciłyśmy się, która wciśnie przycisk. Taaak. My tak zawsze. W końcu poszłyśmy na kompromis i przycisnęłyśmy razem. Wyszłyśmy przed hotel. Wiktoria marudziła, że jest głodna, więc zaprowadziłam ją do kawiarni, w której mogła coś zjeść. Zajęłyśmy stolik przy oknie. Po kilku minutach podeszła do nas kelnerka, która wzięła od nas zamówienia. Ja poprosiłam o tosty i wodę, a mój Głodomor wziął tosty i jakieś ciasto oraz sok. Około 15 minut później dostałyśmy zamówione przez nas posiłki i zaczęłyśmy je konsumować. Posiedziałyśmy jeszcze chwilkę i wyszłyśmy. Wolnym krokiem, przez park ruszyłyśmy do hotelu. Gdy byłyśmy już na naszym piętrze to rozdzieliłyśmy się, ponieważ każda szła do swojego tymczasowego pokoju. Zostały 2,5 godziny do meczu. Szybko poprawiłam swój wygląd i zmieniłam strój. Założyłam czarne rurki i koszulkę BVB, którą ze sobą zabrałam. Wzięłam jeszcze torebkę i już byłam gotowa. Wiktoria właśnie wychodziła na korytarz. Taksówką, która stała przed hotelem udałyśmy się na stadion Bayernu Monachium - Allianz Arenę. Zajęłyśmy miejsca i usiadłyśmy wygodnie. Po chwili dostałam SMS-a od taty, żebyśmy zeszły po spotkaniu na murawę.
Czas do meczu minął nam bardzo szybko. Siedziałyśmy zadowolone, ponieważ nasze pszczółki wychodziły właśnie na boisko. Na naszych twarzach były ogromne uśmiechy. Zawodnicy rozpoczynają mecz. Zdziwieniem było to, że Klopp na te rozgrywki nie wystawił swojego najlepszego składu. Spotkanie układało się po naszej myśli. Mieliśmy świetną akcję, ale obrona Bayernu była równie dobra i w ostatniej chwili piłkę wybił Dante. Kolejna akcja, lecz tym razem należała ona do Monachijczyków. Mecz był wyrównany. Akcje były prowadzone na zmianę. 44 minuta. Reus biegnie z piłką mijając zawodników Bayernu jak tyczki. Jest już w polu karnym. Podaje futbolówkę do Lewandowskiego, ponieważ przed nim wyrasta David Alaba. Lewandowski iiiiii goooool. Trybuny oszalały. Kibice Dortmundzkiej drużyny skandują nazwisko strzelca bramki. Piłkarze cieszą się razem z kibicami. Naszej radości nie dało opisać się słowami. Pierwsza połowa dobiegła końca. Teraz 15 minut przerwy, które zleciały nam bardzo szybko. Śpiewałyśmy klubowe przyśpiewki. Obie drużyny wróciły na boisko. Nie możemy posiąść na laurach, ponieważ ten mecz decyduje o tym, kto zostanie mistrzem Niemiec, więc drużyna z Monachium na pewno chce wygrać to spotkanie tak bardzo, jak Dortmund. Pierwsza akcja była akcją Bayernu. Gdy piłka poleciała w światło bramki i mogłoby się wydawać, że będzie remis to Roman Weidenfeller niesamowicie wyciągnął się do tej piłki i wybił ją. Słychać było zduszone krzyki i jęki zawodu kibiców drużyny z Bawarii. Tymczasem Piszczek stał się źródełkiem kolejnej akcji. Podaje piłkę do Reusa, a ten umieszcza ją pewnie w siatce. Szczęścia nie ma końca. Defensywa Monachium jest widocznie zagubiona, co daje kolejną bramkę dla piłkarzy z Zagłębia Ruhry. Tym razem strzela Błaszczykowski. Do czasu podstawowego zostały doliczone 2 minuty. Piłkarze z Północnej-Westfalii, ani myślą przestać strzelać, co daje nam bramkę Łukasza Piszczka w doliczonym czasie. Kibice szaleją. 4:0 dla Borussii Dortmund. Piłkarze dziękują sobie za spotkanie i wymieniają koszulkami. Zawodnicy Dortmundu podbiegają do trybuny przeznaczonej dla kibiców swojego klubu i również dziękują im za doping.
Zeszłyśmy na murawę, gdzie czekał na mnie tata. Wiktoria poszła do Reusa. A ja do taty, do którego się przytuliłam.
-Jak mecz? - zapytał.
-Dla mnie? Cudowny. Tato, to Borussia Dortmund zawsze była w moim sercu. To mój ukochany klub i nic tego nie zmieni.
-Wiem i Cię rozumiem. Nie mogę Ci zabronić tego - uśmiechnął się - No, leć już do Mario, bo nie może się doczekać - zaśmiał się.
Podeszłam do Mario i go pocałowałam. Przyciągnął mnie do siebie i nawet nie chciał słyszeć o tym, żeby się ode mnie oderwać. Musiał jakoś panować nad sobą, ponieważ staliśmy na boisku pełnym kibiców na trybunach, którzy czekali, aż BVB odbierze paterę.
-Cieszysz się ze zwycięstwa, prawda? Powiem Ci w sekrecie, że ja również nie jestem smutny z tego powodu, że wygrali - powiedział mi do ucha.
-Poczekaj chwilę - pocałowałam go w policzek.
Podeszłam do moich chłopców i wyściskałam ich oraz im pogratulowałam. Wzięłam Wiktorię na bok, a po chwili przyszedł do nas już przebrany Mario.
-Przyjadę o 22, dobrze? Muszę iść na uroczyste podziękowanie.
-Dobrze.
Z Wiktorią wróciłyśmy do hotelu. Uroczyste podziękowanie BVB miało być później ze względu na to, że są w finale Ligii Mistrzów. Zostało więc to przełożone na pierwszego lipca. Trochę dziwne, ale tak jest. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.
*Mario*
Byłem w hotelu, ale poszedłem najpierw do Reusa. Windą wjechałem na piętro, gdzie był mój przyjaciel. Na drzwiach szukałem prawidłowego numeru. Doszedłem do drzwi, gdzie na klamce napisane było:
TU NIE MA LAMY. GÖTZE NIE WCHODŹ - WIKTORIA.
Zaśmiałem się i zapukałem do drzwi, w których stanął Reus.
-Kochanie, kartka nie pomogła - zaśmiał się do swojej dziewczyny.
-A może on czytać nie umie. Albo wiem! Wzrok mu się psuje, bo tak się dzieje od masturbacji. A skoro Natalia w Dortmundzie, a on tu - zarechotała.
-Jestem już tutaj - nie wytrzymałem i sam wybuchnąłem śmiechem.
-Powiedziałeś Natalii? - zapytał Marco.
-Jeszcze nie. Jak myślisz, ucieszy się? - zapytałem cicho.
-No jasne, stary.
-Będę wcześniej, bo mam problemy z mięśniem, dlatego zszedłem. Dobra, idę do Natki.
-Idź, ale nadal nie mogę pojąć jakim cudem będziesz...
-Szczęście - przerwałem mu oraz posłałem delikatny uśmiech i już mnie nie było.
Skierowałem się do drzwi pokojowych mojej dziewczyny. Zapukałem i nic.
-Natka, to ja - bardzo inteligentnie 'to ja' - Kotku.
Po chwili w drzwiach stała wyczekiwana przeze mnie kobieta.
-Przepraszam, zasnęłam. Wejdź - przytuliła się do mnie.
-Muszę Ci coś powiedzieć - usiadłem na łóżku - wracam do Dortmundu.
-Żartujesz?
-Nie, mówię poważnie.
*Natalia*
Wraca do Dortmundu. Proszę, żebym się tylko nie obudziła.
-Nie, mówię poważnie.
Nie wytrzymałam i pocałowałam go. Nasze pocałunki dążyły do jednego i oboje byliśmy tego świadomi.
-Ale najpierw jedno - przerwałam wymianę czułości pomiędzy nami.
-Tak? - powiedział pomiędzy delikatnymi pocałunkami, które składał na mojej szyi.
-Jak to możliwe?
-Sam nie wiem. Rozmawiałem z zarządem o kontrakcie i mój manager zażądał klauzuli odstępnego - przerwał - wcześniej to uzgodniliśmy. I udało się. Nie wiem jakim cudem zaczęły się rozmowy z Borussią, ale stało się i wracam.
-Niemożliwe - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Jeszcze jedno. Będę wcześniej w Dortmundzie, bo mam problemy z mięśniem. Będę już w poniedziałek.
Wróciliśmy do poprzednich czułości. Byliśmy ogromnie szczęśliwi.
Obudziłam się. Mario już nie spał.
-Dzień dobry Księżniczko - pocałował mnie.
-Dzień dobry Kochanie - odwzajemniałam jego czynność. - Co to za koperta?
-Jaka? A ta. Znalazłem ją pod Twoimi drzwiami.
Wstałam po nią. Pisało na niej moje imię i nazwisko. Wróciłam do łóżka, a Götze leżał na brzuchu. Plecy miał podrapane.
-Co Ci się stało? Czego masz plecy podrapane? - zapytałam.
-Chyba Ciebie powinienem o to spytać. A więc. Dlaczego mnie podrapałaś - zaśmiał się, a ja poczułam jak się czerwienię - słodko się czerwienisz. Możesz mnie tak drapać, bo warto - pocałował mnie.
Otworzyłam list. Pisało po polsku. To był list od mamy, ale jak to? Przecież ona zmarła przy porodzie. Co jest grane?
-Kotku co to?
Przetłumaczyłam mu list. Był równie zdziwiony jak ja.
-Muszę iść do taty.
-Pójdę z Tobą.
Szybko się odświeżyliśmy i ubraliśmy. Mario zabrał moją torbę, a ja poszłam wytłumaczyć Wiktorii o co chodzi. Ona też nie kryła swojego zdziwienia. Ruszyłam z Mario do domu ojca. Po kilku chwilach już u niego byłam. Łzy cisnęły mi się do oczu, przez co piekły mnie niemiłosiernie. Staliśmy przed drzwiami, w których był tata.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Heej <3
Jak Wam się podoba?
Jak Wam się podoba?
Dziękuję za wyświetlania i komentarze <3 To naprawdę motywuje :-D
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam :)
Boooski !!! Czekam nn ;*
OdpowiedzUsuńMAMA? o.O SIĘ NAROBIŁO ;/ Dawaj szybko następny < 3
OdpowiedzUsuńjezuu.. dziewczyno, ty. genialna. jesteś. ever! :) nie moge sie doczekać nowego :p
OdpowiedzUsuńGusiaa
WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOW No to kiedy następny ;P
OdpowiedzUsuńBosh... Jakie to zayebiste! KOCHAM TO< KOCHAM! ♥♥♥
OdpowiedzUsuń